WITAMY NA NASZEJ STRONIE!

HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI

      Moja znajomość z Marianną Borawską zaczęła się w  2013 roku drogą internetową. Kontakt e-mailowy do pani Marianny otrzymałam od kuzynki mojego męża. Dowiedziałam się, że pani Borawska pracuje w komisji Międzynarodowego Konkursu Twórczości Literackiej Dzieci i Młodzieży w Słupsku i chciałaby nawiązać kontakt z naszą Polską Szkołą. Lubię nowe wyzwania i kontakty z ludźmi. Byłam ciekawa tej znajomości i zaraz napisałam do pani Marianny  kilka słów. W odpowiedzi otrzymałam regulamin konkursu i zaproszenie naszych uczniów do wzięcia w nim udziału. Wraz z koleżankami-nauczycielkami wyłoniłyśmy kilka osób, których prace wysłałam do Słupska. W maju tegoż roku ogłoszono zwycięzców,  a wsród nich znalazły się dwie osoby z naszej szkoły. To był dla nas wielki sukces i zaszczyt.

      Tak właśnie zaczęła się moja znajomość z panią Borawską. Utrzymywałyśmy dalej ze sobą kontakt e-mailowy, który pozwalał nam bliżej się poznać. Wkrótce postanowiłyśmy się spotkać, jak tylko przylecę do Polski. I tak się stało. W wakacje wybrałam się z mężem i jego kuzynką do Słupska. To miało być nasze pierwsze spotkanie. Byłam podekscytowana i niezmiernie ciekawa kogo spotkam. Czy znajdziemy wspólny język? Czy nie zabraknie nam tematów do rozmowy? Czy przypadniemy sobie do serca?  I co się okazało? Spotkanie przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

     Uroczy domek pod Słupskiem otoczony pachnącą zielenią i przybrany kolorami kwiatów w ogrodzie zaskakiwał swoją urodą i nastrajał radośnie. A już od progu witała nas z promiennym uśmiechem na twarzy, pełna wdzięku gospodyni, serdecznie zapraszając do środka. Z rozświetlonego słońcem salonu dobiegały zapachy deserów i aromatycznej owocowej herbaty zaparzonej w pięknych filiżankach z przezroczystego, cienkiego szkła, z delikatnymi przykrywkami. Wsród pysznych słodkości na stole były też bezglutenowe, przygotowane specjalnie z myślą o mnie. Poczułam się wyróżniona. Ta niesamowita atmosfera sprzyjała niekończącym się rozmowom na różne tematy. Ujęta serdecznością i gościnnością właścicielki domu czułam, jakbym znała ją od lat, taką właśnie ciepłą i bliską. Już nie pani, tylko Marianka, była ciekawa wszystkiego, więc opowiadałam o życiu w Kalifornii, o pracy w szkole, o swoich wspaniałych pierwszakach, o Polonii. Czas pędził za szybko, a myśmy nie mogły się rozstać. I już byłam pewna, że równie miłe kolejne spotkania przed nami. Nie myliłam się. Następny rok przyniósł nam nowe niespodzianki.

      W maju 2014 roku Marianna wraz ze swoją córką Dorotą przyleciały do Nowego Jorku na Zjazd Nauczycieli Polonijnych i miały nadzieję, że ja również będę w nim uczestniczyć.Niestety, nie udało mi się tam polecieć. Korzystając więc z okazji, że już są tak blisko, zaprosiłam je do Kalifornii. Chętnie skorzystały z mojej propozycji i prosto po zjeździe przyleciały do nas na dziesięć dni. Dzięki mojemu mężowi zobaczyły w tym czasie sporo ciekawych miejsc, bo to on właśnie rano je zawoził, a po południu odbierał z wyznaczonego  punktu. Codziennie wracały z wycieczek pełne wrażeń, radości i zachwytów, z aparatem ciężkim od zdjęć. Zwiedzały okolice z szeroko otwartymi oczyma, ciekawymi najdrobniejszych szczegółów.  Piękno Kalifornii odbierały wszystkimi zmysłami i dzieliły się tym z nami podczas wspólnie spędzonych wieczorów.  

    Cieszyły się każdym dniem, każdą chwilą, słońcem, błękitem nieba. Pamiętam dokładnie tę radość w oczach Marianny, kiedy rano, już ożywiona, wybiegała do ogrodu, by zachwycać się zielenią, zapachami i kolorem kwiatów, słuchać śpiewających na własną nutę ptaków. A jej często powtarzający się gest, kiedy rozkładała ręce, jakby chciała tańczyć z radości,  przypominał mi siebie sprzed kilkunastu lat i moje pierwsze pobyty wakacyjne w tej krainie słońca.

    Pobyt Marianny w Los Angeles nie miałby pełnego wymiaru, gdyby nie wizyta w Polskiej Szkole.  Byłam zaszczycona, że mogę pokazać polonistce z wykształcenia to miejsce, gdzie Polacy pielęgnują ojczysty język, dbają o zachowanie swojej narodowości oraz przekazują polskie tradycje i obyczaje młodym pokoleniom.

    Zabrałam rozradowaną Mariannę w sobotę do naszej szkoły, przedstawiłam pani dyrektor, a potem swojej pierwszej klasie. Marianna zaraz znalazła z dziećmi wspólny język, powiedziała kilka słów o sobie i przeczytała pierwszoklasistom fragmenty polskich legend. Później odwiedzała kolejno inne klasy, rozmawiała z młodzieżą, wręczyła też osobiście nagrody naszym zwycięzcom za udział w słupskim konkursie. W czasie przerwy spotkałyśmy się w gronie pedagogicznym przy kawie. Dawno nie słyszałam tylu pochwał, autentycznego uznania dla pracy nauczycieli naszej szkoły, które  padły z ust Marianny. Zachwycała się naszą młodzieżą, podziwiała wkład rodziców w tworzenie tego miejsca polskości, jakim jest szkoła. A po zajęciach dziękowała za umożliwienie jej poznania szkolnego środowiska i serdeczne przyjęcie ze strony nauczycieli. W domu długo jeszcze dzieliłyśmy się wrażeniami z tego dnia.

      Co przyjemne, to szybko się kończy, tak też było z  pobytem moich gości. Panie musiały wracać do codziennych obowiązków, ale lecialy do Polski z bagażem nowych doświadczeń, i jak sądzę, przemiłych wspomnień.  Żegnałyśmy się na krótko, bo już w lipcu odwiedziłam je ponownie w Słupsku. Tym razem przyjmowana byłam wytwornym obiadem, złożonym z kilku dań i przepysznych deserów, oczywiście podawanych z pachnącą herbatą, w moich ulubionych szklanych filiżankach. I znowu rozmawiałyśmy długo, ale i tak nie zdążyłyśmy sobie wszystkiego opowiedzieć. Koniec mojej wizyty spędziłyśmy w ogrodzie pełnym owoców. Marianna zrywała je garściami i pakowała do torebek, wręczając mi na drogę. Jeszcze dziś często wspominam tę słodycz i zapach poziomek, tak rzadkich, a jakże smacznych owoców, zrywanych prosto z krzaczków.

     W nadchodzące wakacje znów wybieram się do Słupska, by po roku niewidzenia się z Marianką nadrobić zaległości towarzyskie i odświeżyć naszą znajomość.

     Marianna Borawska ukończyła polonistykę na Uniwersytecie w Gdańsku i jako  nauczycielka języka polskiego podjęła pracę w Słupsku. Wkrótce została  zastępcą  dyrektora szkoły, a potem kierownikiem Ośrodka Metodycznego. Prowadziła  liczne  kursy  doskonalące  nauczycieli-polonistów.  Przez  wiele  lat  uczestniczyła  w  Komisjach  Kwalifikacyjnych  dla  Polonistów. Z zaangażowaniem prowadziła różne  formy szkoleń i konferencji  metodycznych. Po przejściu do pracy w Wyższej Szkole  Pedagogicznej w Słupsku na stanowisko dyrektora  Biblioteki  Głównej zdobywała  nowe kwalifikacje z zakresu  bibliotekoznawstwa, informacji naukowej, badań  czytelnictwa. To właśnie z zakresu czytelnictwa literatury młodzieżowej  w  Instytucie  Badań Pedagogicznych  w Warszawie zrobiła doktorat. 


    Jej pasją  były  działania  na  rzecz  aktywizacji  kulturalnej  środowiska  studenckiego  i  lokalnego, organizowanie  spotkań  z  pisarzami,  twórcami  kultury oraz organizacja  festiwali  nauki  polskiej w  Słupsku.


    Ostatnie lata okazały się też niezwykle twórcze  zwiazane z promocją Akademii Pomorskiej, współpracą z redakcją czasopisma  "Dialog  Akademicki" i organizacją konferencji naukowych. Oprócz aktywności zawodowej Marianna ma również czas na rozwijanie swoich zainteresowań, jej hobby to podróże po Polsce i świecie oraz czytanie książek. W moich zaś oczach Marianna to przede wszystkim wspaniały  i serdeczny człowiek, kobieta pełna optymizmu, radości i chęci życia, otwartości na świat i ludzi. Cieszę się, że ją poznałam.


Elżbieta Hiszpański